Śmierć to naturalna kolej rzeczy ludzkiego życia. Każdy kiedyś odejdzie z tego świata zostawiając swoich bliskich. Życie bez osób, które kochaliśmy i nas opuściły jest bardzo trudne i bolesne. Czasami pogodzenie się z odejściem tej drugiej osoby zajmuje lata. Tak było w przypadku bohaterki powieści Anny Kucharskiej „Numer telefonu”
Gdy mamy coś, na co dzień, nie doceniamy tego. Natomiast, gdy to tracimy, nagle zaczyna nam na tym zależeć, tak jakbyśmy całą swoją siłą woli, umysłu i nadziei mogli sprawić, że w magiczny sposób to „coś ”do nas wróci, a nasze przeszłe zaniedbania pójdą w niepamięć.
Zuzanna Piątek dwa lata temu straciła matkę, swoją powierniczkę i najlepszą przyjaciółkę. Nie potrafi otrząsnąć się z tragedii, unika kontaktów z ludźmi, uciekając w pracę, której nienawidzi. Ma jednak swój codzienny rytuał – w chwilach słabości dzwoni pod numer, który wyrył się w jej sercu jak pacierz. Pewnego dnia, ku zdumieniu Zuzanny, telefon po drugiej stronie odbiera jakaś obca kobieta. Rozmowa przynosi ukojenie i z czasem dziewczyna zaprzyjaźnia się z nową znajomą. Gdy traci pracę, Teresa zaprasza ją do siebie, nad morze. Z pewnymi oporami Zuzanna przyjmuje zaproszenie i rusza na drugi koniec Polski. Tam poznaje syna Teresy, Jakuba, który z każdym dniem staje się jej coraz bliższy.
Numer telefonu to książka obyczajowa poruszająca tematy, które dotyczą każdego człowieka bez względu na wieku, pochodzenie, czy majątek. Jeżeli oczekujecie akcji to raczej odradziłabym wam tę książkę, gdyż Numer telefonu stawia na emocje. W tych dwustu stronach kryje się ogromna gama emocje. Począwszy od cierpienia, odrzucenia, a skończywszy na przyjaźni, miłości.
Niektórzy ludzie modlą się do Pana Boga, nim pójdą spać. Ja rozmawiam z mama, bo, pomimo że było to jawne oszustwo, czułam, że ona jednak mnie słyszała. Myślę, że była to moja prywatna, osobista modlitwa. Coś, czego nikt mi nie odbierze.
Zuzanna to bohaterka, która od bardzo dawna nie zaznała szczęścia. Dwa lata temu straciła matkę i od tamtej pory jej życie drastycznie się zmieniło. Ma pracę, której nie lubi, ale spędza w niej dużo czasu, gdyż wtedy nie myśli o swojej rodzicielce. Mieszka sama w bloku i kot jej sąsiadki ewidentnie jej nie lubi, gdyż zawsze na nią syczy.
Te czasy minęły bezpowrotnie dwa lata temu, wtedy wraz z mamą umarła moja dziewczęca beztroska i nieodpowiedzialność. Wtedy umarło wszystko…
Z jednej strony bardzo współczułam Zuzannie, bo sama nie wiem, jak zachowywałabym się i co bym czułam po utracie mojej mamy,. Ale z drugiej strony pod koniec powieści nie potrafiłam zrozumieć jej zachowania. Zuzanna to bohaterka, która nawet wzbudza sympatię czytelnika, ale na pewno nie jest to postać na tyle charakterystyczna, żeby czytelnik zapamiętał ją na dłużej.
Czytelnik ma okazję obserwować jak główna bohaterka odradza się na nowo. W końcu akceptuje fakt, że jej mama odeszła i zaczyna spełniać swoje marzenia. Po dwóch latach zaczyna być szczęśliwa. I nie jest to żadnej spoiler, gdyż od samego początku wiemy jak ta historia się zakończy.
Po stracie matki życie bohaterki stanęło w miejscu. Wcisnęło przycisk „pauza” i wcale nie zapowiadało się, żeby w najbliższym czasie coś się zmieniło. Zuzanna nie dopuszczała do siebie bliskich osób, bo ich obecność jeszcze bardziej ja raniła. I w pewnym momencie przypadkowo poznana kobieta sprawiła, że jej życie całkowicie się odmieniło. Może Zuzanna nie mogła wcisnąć przycisku „replay” i wymazać cały ból, który nosiła w sobie, ale dzięki przypadkowi, który postawił na jej drodze Teresę mogła pójść na przód.
Czy można polubić kogoś, z kim rozmawiało się raptem dwa razy i to jeszcze przez telefon? Nie wiem. Wiem jedynie, że naciskając w komórce przycisk z czerwoną słuchawką, uśmiechnęłam się mimowolnie.
Numer telefonu to książka o cierpieniu po stracie tej drugiej osoby i o rozkwitnięciu na nowo. Ta powieść sprawiła, że w tym całym zgiełku zatrzymałam się na chwilę i zaczęłam zastanawiać się nad swoim życiem. I myślę, że głównie dla tej chwili warto przeczytać powieść Anny Kucharskiej.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję:
Książka bierze udział w akcji:
Trochę smutna ale jednocześnie ciepła i energetyczna powieść. Dobrze było ją poznać :)
OdpowiedzUsuńŚliczny kotek na okładce... staram się zazwyczaj omijać takie smutne książki, ale czuję, że dla tej mogłabym zrobić wyjątek...
OdpowiedzUsuńI chyba ten wyjątek zrobić chcę...
PS. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz za ten mały spam, ale zapraszam do udziału w konkursie u mnie na blogu w którym można wygrać książkę "Pocałunki piasku": http://ksiazki-inna-rzeczywistosc.blogspot.com/2015/10/395-konkurs.html
Brzmi naprawdę ciekawie i wydaje mi się, że jak tylko będę mogła to od razu sięgnę po tę książkę. Mimo iż uwielbiam gdy w książce cos się dzieje, gdy akcja w niej przeważa, to książki pełne emocji, nie akcji są dla mnie takim jakby ciastkiem. Czyms wyjątkowym na co pozwalam sobie raz na jakis czas :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło, Marlena Marszałek
Na razie nie mam ochoty na takie książki. Ale w przyszłości na pewno do niej wrócę, bo chcę poznać twórczość polskich autorów :)
OdpowiedzUsuńZ wielką ciekawością zmierzę się z tą pozycją, nawet czeka już na mojej półce. Nie ma to jak dobry debiut, prawda?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!