Johna Greena chyba nie muszę przedstawiać nikomu. Jego książki znane są każdemu już od dłuższego czasu. Dlaczego więc dopiero teraz po raz pierwszy zetknęłam się z jego twórczością? Wcześniej zabrałam się za największy bestseller Greena, czyli Gwiazd naszych wina, ale historia została mi zaspoilerowana przez co nie miałam ochoty czytać tej książki dalej. Od tamtego momentu minęło już trochę czasu i odnosiłam wrażenie, że coś mnie omija. Że omija mnie wiele wspaniałych historii, którymi zachwycają się wszyscy wokół mnie. W końcu spotkałam się z twórczością autora. Czy było warto? Czy sięgnę po jego inne powieści? I czy również zachwyciłam się Greenem? O tym za chwilę.
A zatem piąty maja mógł być dniem jak każdy inny – aż do chwili tuż przed północą, kiedy Margo Roth Spiegelman otworzyła niezabezpieczone siatką okno mojej sypialni po raz pierwszy, odkąd przed dziewięciu laty kazała mi je zamknąć.
Quentin Jacobsen – dla przyjaciół Q – ma osiemnaście lat i od zawsze jest zakochany w zbuntowanej Margot Roth Spiegelman. W dzieciństwie przeżyli razem coś niesamowitego, teraz chodzą do tego samego liceum.
Pewnego wieczoru w przewidywalne, nudne życie chłopaka wkracza Margo w stroju nindży i wciąga go w niezły bałagan. Po czym znika. Quentin wyrusza na poszukiwanie dziewczyny, która go fascynuje, idąc tropem skomplikowanych wskazówek, jakie zostawiła tylko dla niego. Żeby ją odnaleźć, musi pokonać setki kilometrów po USA. Po drodze przekonuje się na własnej skórze, że ludzie są w rzeczywistości zupełnie inni, niż sądzimy. Czy dowie się, kogo szuka i kim naprawdę jest Margo?
Muszę przyznać, że trochę się zawiodłam. Nie zrozumcie mnie źle. Papierowe miasta są naprawdę przyzwoitą powieścią, ale po tym, co usłyszałam o twórczości Greena oczekiwałam fajerwerków i wielkiej ekscytacji, a to co otrzymałam to po prostu średnia powieść.
John Green ma lekki styl pisania, ale miejscami trudno było mi przebrnąć przez kolejne strony. Bywały fragmenty, które mi się dłużyły, zwłaszcza końcówka książki. Spowodowane było to tym, że Papierowe miasta są powieścią monotonną. Czasami po prostu „wiało nudą”. Na początku czytelnik otrzymuje dużo akcji, ale potem już do końca praktycznie nic się nie dzieje. Mimo wszystko pomysł na fabułę jest naprawdę intrygujący.
Nigdy więcej już tu nie przyjdę, to już nigdy nie będzie moja szafka(…) i nigdy więcej nie zobaczę Margo na drugim końcu korytarza. Po raz pierwszy w moim życiu tyle rzeczy miało się już nigdy nie zdarzyć.
W powieści znajdziecie wiele mądrości życiowych. Zaznaczyłam mnóstwo cytatów, do których w przyszłości będę wracać. Jedno jest pewne. John Green potrafi skłonić młodego człowieka do refleksji. Bardzo spodobało mi się nawiązanie do „papierowych miast”. Każdy uczy się, aby mieć dobrą pracę, aby jego dzieci miały dobre życie, i żeby poszły do dobrej szkoły, a następnie znalazły dobrą pracę. Często nie potrafimy zatrzymać się na chwilę i dostrzec to, co naprawdę jest ważne. Nie pieniądze, nie to jaki mamy dom, a miłość przyjaźń. Często ukrywamy swoje uczucia. Jesteśmy maszyną w ogromnej fabryce, którą jest świat. Jesteśmy ludźmi z papieru w papierowym mieście.
„To papierowe miasto. Mówię ci, tylko popatrz, Q: popatrz na te wszystkie ślepe zaułki, ulice, które zawracają same na siebie, wszystkie domy wybudowane po to, by się rozpaść. Na wszystkich tych papierowych ludzki mieszkających w swych papierowych domkach i wypalających swoją przyszłość, byle tylko siedzieć w cieple. Na wszystkie te papierowe dzieciaki pijące piwo, które kupił im jakiś menel w papierowym całodobowym. Każdy opętany jest manią posiadania przedmiotów. Cienkich jak papier i jak papier kruchych.”
Green ukazuje, że często tak naprawdę nie znamy innych osób. Znamy tylko nasze wyobrażenie o tej osobie i często okazuje się, że tak nie jest w rzeczywistości. To tylko jedna z kilku lekcji, którą można wynieść po przeczytaniu Papierowych miast, bo autor jest świetnym obserwatorem świata i pięknie ubiera swoje myśli w słowa.
Jakże łatwo można dać się zwieść, wierząc, że człowiek jest czymś więcej niż tylko człowiekiem.
Moim zdaniem bohaterowie zostali dobrze wykreowani. Nie znalazłam ani jednego bohaterka, który by mnie zirytował i to jest duży plus. Nawet Marko wzbudziła moją sympatię, a co więcej bardzo ją polubiłam. Wiem, że wiele osób może zarzucać jej egoizm, ale moim zdaniem to postać bardzo zagubiona i poszukująca swojego miejsca, a nie każdy ma na to odwagę, dlatego bardzo ją za to podziwiam.
Odchodzenie jest przyjemne i czyste, tylko kiedy zostawia się za sobą coś ważnego, coś, co miało dla nas znaczenie. Kiedy wyrywa się życie razem z korzeniami. Ale tego nie da się zrobić, dopóki nasze życie nie zapuści korzeni.
W Papierowych miastach znajdziemy mnóstwo barwnych postaci. Począwszy od paczki przyjaciół, która rzuca wszystko i wyrusza na wyprawę życia skończywszy na rodzicach, którzy mieli swoje drobne obsesje.
Humor to kolejna zaleta Papierowych miast. Wielokrotnie podczas czytania na mojej twarzy pojawiał się uśmiech albo po prostu wybuchałam śmiechem.
John Green łączy humor z przemyśleniami nad życiem, co bardzo mi się spodobało. Na pewno sięgnę po inne jego książki, ale nie mogę powiedzieć, że rozumiem ten cały zachwyt nad jego twórczością. Owszem Papierowe miasta były dobre, ale nie tak jak myślałam, że będą.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję:
Moim zdaniem Papierowe miasta wypadają znacznie gorzej na tle jego innych książek - Szukając Alaski czy Gwiazd naszych wina. Po prostu zabrakło czegoś tej książce, żebym mogła ją bardziej polubić.
OdpowiedzUsuńMimo że twoja recenzja jest bardzo zachęcająca, raczej nie sięgnę po "Papierowe miasta". Jestem jedną z tych osób, którym twórczość Greena nie przypadła do gustu. I nie wiem co musiałoby się stać, bym sięgnęła po raz kolejny po jakąś książkę autora.
OdpowiedzUsuńnie czytalam ani jednej ksiazki tego autora i jakos mnie nei ciagnie teraz
OdpowiedzUsuńOd tej pozycji zaczęła się moja przygoda z Greenem. Mam do niej duży sentyment, podobały mi się szczególnie dialogi :)
OdpowiedzUsuńByłam na tym w kinie. Wiem, że na pewno film różnił się od książki, ale jakoś sam przekaz nie trafił w moje gusta ;) Mimo wszystko, podoba mi się szata graficzna tego wydania :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Papierowe Miasta i w sumie żałuję, że nie przeczytałem jej wcześniej od Gwiazd Naszych Wina. Ben jest chyba najlepszą postacią z tejże powieści, w sumie wszyscy są całkiem przyjemni :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo serdecznie ^^
czytamboczytam.blogspot.com
Jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z twórczością Johna Greena. Jakoś nie ciągnie mnie do jego książek.
OdpowiedzUsuń