Odkąd usłyszałam o kolejnej już książce Joanny Fabickiej wiedziałam, że to coś dla mnie i nie mogłam doczekać się kiedy ją przeczytam i w końcu to zrobiłam. Jakie są moje odczucia po przeczytaniu #me? Czy książka spełniła moje oczekiwania? O tym już za chwilę.
Czy świat nie mógłby być nieco prostszy? Sara wiele dałaby za to, aby w wieku piętnastu lat mieć na głowie tylko naukę i szkolne imprezy (nawet jeśli nie ma w co się na nie ubrać). Musi jednak żyć z kolejnymi wyskokami swojej nieprzewidywalnej, pogrążającej się w alkoholowym nałogu matki – dziennikarki, przed którą ze względu na ostre pióro i cięty język drżą mieszkańcy całego miasteczka. Ojciec odszedł, kiedy Sara była mała, a snobistyczne liceum, na które matki w zasadzie nie stać, miało być tylko trampoliną do ich społecznego i awansu. Jednak to właśnie w tej nowobogackiej szkole nastolatka odnajduje bratnią duszę... Józek pomaga przekroczyć jej granicę własnych uprzedzeń i lęku – zaprzyjaźniają się z bezdomnym Stefkiem, angażują w życie lokalnej świetlicy socjoterapeutycznej, razem jadą na poszukiwanie ojca dziewczyny. Czy go odnajdą? Czy Sara wreszcie będzie bezpieczna i kochana?
Lubimyczytac.pl
Joanna Fabicka pisze w bardzo przystępny sposób, więc nikt nie powinien mieć problemu ze zrozumieniem ani z przebrnięciem przez fabułę. Krótka forma, bo #me ma zaledwie 206 stron plus lekki styl autorki sprawił, że przeczytałam ją w kilka godzin.
Niesamowicie wciągająca opowieść o problemach nastolatki. Możecie sobie pomyśleć jakie to problemy moją współcześni nastolatkowie. Otóż mogą mieć większe niż wam się może wydawać, a główna bohaterka #me jest doskonałym tego przykładem.
Joanna Fabicka porusza problemy alkoholizmu w rodzinie. Opowiada o akceptacji, poczuciu odrzucenia i walce o lepsze jutro. Walce, którą nie zawsze się wygrywa. #me porusza tak wiele zagadnień, że nie sposób wymienić ich wszystkich.
A ona coraz częściej sięgała po alkohol i niby nic strasznego się nie działo: nie przyprowadzała jej policja, nie robiła awantur, nie upijała się do nieprzytomności, a mimo to Sara czuła, jak dzień po dniu matka zapada się coraz głębiej i na dobre utyka w jakiejś betonowej studni, do której dociera już tylko pojedyncza nitka światła.
Co jest takiego wyjątkowego w tej książce? Prawda. Ta historia jest tak niesamowicie prawdziwa. Czytając wydało mi się, że bohaterzy mogliby naprawdę żyć obok mnie i że ta historia mogłaby wydarzyć się naprawdę. Nic nie jest w niej przerysowane. Wszystko jest tak jak być powinno.
Na okładce widniej zdanie „ Zawsze jest jakieś jutro”, co dokładnie przedstawione jest w powieści, ale autorka nie czaruje czytelnika. Przedstawia szarą polską rzeczywistość i pokazuje, że zawsze jest jakieś jutro, ale nie zawsze musi być ono lepsze od poprzedniego dnia.
Czasem trzeba stanąć po kolana w rzece i zaufać jej nurtowi. Dać mu się ponieść, zamiast zawsze iść pod prąd, walczyć z tym, co nieuniknione.
Czytając #me towarzyszyły mi przeróżne emocje. Miejscami byłam podekscytowana. Czasem zaniepokojona, a jeszcze w innym momencie miałam ochotę potrząsnąć matką głównej bohaterki, żeby zobaczyła co ona wyprawia. Żeby w końcu przejrzała na oczy.
Joanna Fabicka nie bawi się bohaterami. Postawiła na krótką formę, w której nie ma miejsca na stopniowe poznawanie leków i wad bohaterów. Obnaża ich od samego początku i nie pozostawia na nich suchej nitki, gdy wszystko zostaje odkryte. Ten zabieg dodaje jeszcze większej brutalności całej historii.
Nawet najbardziej gorzka prawda jest lepsza od niepewności, od pełnego niewiadomych zawieszenia gdzieś pomiędzy realnym bytem a marzeniem
#me to jedna z tych książek po przeczytaniu, których odczuwałam w pewnym sensie smutek. Chciałam więcej i nie potrafiłam rozstać się z Sarą. Chcę wiedzieć, czy jej się udało, jak potoczyły się jej dalsze losy z Józkiem. Autorka pozostawiła mnie z tyloma pytaniami, na które prawdopodobnie nigdy nie uzyskam odpowiedzi. Znam jedynie odpowiedz na jedno pytanie. Czy jeszcze kiedykolwiek sięgnę po #me? Zdecydowanie tak.
Książkę polecam głównie nastolatkom, ale myślę, że powinni przeczytać ją również rodzice. Każdy tak naprawdę znajdzie w niej coś dla siebie. Agnieszka Więdłocha napisała o tej powieści tak: „...rani brutalnością, uwodzi szczerością, by na końcu dać nadzieję...” i myślę, że te słowa doskonale określają #me.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję:
Książka bierze udział w akcji:
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdą waszą opinię i wsparcie.
(Komentując wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych)