Ten wpis pojawia się przez moją głupotę i trochę przez Pawła Opydo. Otóż razem z Alicją(Aliska czyta) oglądałyśmy filmiki Pawła i Alicja napisała mi, że chętnie przeczytałaby książkę to dla beki. I tu zrodził się mój przegenialny pomysł i powiedziałam: „hej przeczytajmy razem Greya”. I było to tak dawno temu, bo ten post planowany był bodajże na październik, ale żadna z nas nie wyrobiła się i tak do sierpnia. Alicja dobrnęła do jakiegoś fragmentu i postanowiła nie męczyć się już i zrezygnować z czytania. Ja natomiast mam tendencję do kończenia książek nawet jeżeli są one totalnymi gniotami wyjątkiem są lektury. I ubzdurałam sobie, że ja się nie poddam i przeczytam do końca. No i tak mi zeszło do sierpnia. Ale dałam radę i przeczytałam 50 twarzy Greya.
Zanim zacznę coś pisać o tej książce to chcę uprzedzić, że to moja opinia książki. Nie oceniam ludzi, którzy kochają powieści pani James. Jestem świadoma tego, że wśród Was mogą być fani i chcę wyjaśnić, że moim celem nie jest obrażenie Was. Żeby nie było potem żadnego konfliktu, ale przejdźmy już do książki.
Książka pani James to totalna katastrofa. Nie mówię o fabule i żeby Wam to udowodnić to obejrzałam film, który również nie był arcydziełem, ale był dość przyjemy dla oka albo to był tylko Jamie, ale CIICHOO. A tak na serio przez film dało się przebrnąć, nawet miło spędzić czas i do tego jeszcze była genialna muzyka. A przez książkę ciężko było przebrnąć. Jak słyszeliście zajęło mi to miesiące.
Nie przepadam za erotykami i po nie nie sięgam, ale historię 50 twarzy Greya naprawdę potrafię docenić. Uwielbiam analizować bohaterów pod względem psychologicznym a Christian nadaje się do tego świetnie. Pomysł doceniam, ale jego wykonanie było okropne. Mam tak wiele zarzutów do autorki, że aż nie wiem od czego zacząć.
Od samego początku absurd gonił absurd. Pojawiają się takie sytuacje kiedy to bohater pyta się, czy mu coś podać po czym mu tego nie podaje, w korespondencji Christian podpisuje się swoim pełnym imieniem i nazwiskiem plus podaje nazwę firmy, w której pracuje. Czy ludzie pisząc w sprawach osobistych dopisują gdzie pracują? Nie wydaje mi się. W restauracji nic nie zamawiają, a otrzymują posiłek i jest naprawdę mnóstwo takich sytuacji. Odniosłam wrażenie, że autorka pisząc książkę myślała sobie: ”a nie chce mi się tego dopracowywać. Czytelnicy są tak głupi,że nic nie zauważą”. Albo po prostu sama się pogubiła podczas pisania, ale od tego jest wydawnictwo żeby wyłapywać takie rzeczy.
Powinnam chyba wspomnieć o tym na samym początku, bo to niesamowite jak Anastazja jest irytująca. Pamiętacie moją recenzję "Od złej do przeklętej"? Przy tej bohaterce postacie z powieści Katie Alender są świetni. Tak wiele można zarzucić Anastazji. Najbardziej irytujące były jej teksty, które chyba już każdy zna „ O święty Barnabo” oraz „ moja wewnętrzna bogini". I tutaj plus dla filmu, bo w nim nie słyszymy myśli głównej bohaterki. Do tego największym problemem w całej umowie z Christianem jest dla niej przyjmowanie ubrań. Miejscami była tak głupia, czego przykładem jest, gdy Anastazja wchodzi do Greya i zastanawia się czemu nie ma w domu Taylora, pracownika Christiana, a dopiero za chwile przypomina sobie,że ją przywiózł i ze parkuje samochód. To byłoby dziwne Anastazjo gdyby był szybciej w domu od ciebie skoro to ty szybciej wysiadłaś. Do tego jest straszną zdzirą, co zauważył już Paweł Opydo. Anastazja ciągle mówi jak to źle się czuje przyjmując drogie prezenty i ze nie może tego zrobić, a było wiele sytuacji w których wymuszała od Greya rzeczy, np. tak było z laptopem kiedy to mówi Christianowi, że nie ma komputera, ale może jednak Kate jej pożyczy. A potem wspaniałomyślnie otrzymuje nowy komputer, który swoją drogą Christian chce wypróbować przekazując go Anie, która wszystkie urządzenia elektronicznie nazywa podłymi. Czy wy mówicie do swojego komputera „ty podły komputerze?” Nawet jeżeli komputer mi się psuje to tak nie mówię, a sprzęty Anastazji działały bez zarzutu, ale one i tak były podłe.
Kolejną kwestią jest brak akcji. Jest to erotyk i nie oczekiwałam niewiadomo jakich przygód, ale praktycznie nic się w 50 twarzach Greya nie działo. Cała książka opiera się na tym, że Anastazja pyta się Greya: czemu jest taki, czemu to robi, czemu chce ją zmienić, a on jej odpowiada ciągle tak samo: "że on musi sprawować kontrolę", więc nie rozumiem po co Anastazja zadaje mu ciągle te same pytania.Potrafię zrozumieć, że on był jej pierwszą miłością i może na początku trudno było jej go zrozumieć, ale w zadawaniu ciągle tych samych pytań nie ma żadnego sensu.
Do tego sceny seksu były przedstawione dokładnie tak samo. Moim zdaniem zabrakło autorce pomysłu, żeby przedstawić je w inny sposób.
Wcześniej zobaczyłam film, a potem dokończyłam książkę i wiem, że w filmie wielu osobom nie spodobało się zakończenie i w sumie nie wiem czemu, bo takie samo jest w książce. Mi zakończenie się spodobało. Zarówno ten moment kiedy to Ana wyznaje mu miłość jak i scena zamykających się drzwi winy i w książce było praktycznie tak samo, ale nie wiem czemu coś mi w nim nie pasowało. Bardziej wole to filmowe zakończenie.
Gdyby autorka wszystko lepiej dopracowała i zrezygnowała z tych irytujących myśli bohaterki 50 twarzy Greya czytałoby się znacznie lepiej. Moim zdaniem dzieło pani James nie zasługuje na miano bestsellera. Nie sięgnę po kolejne tomy, ale chętnie obejrzę dalszy ciąg dalszy losów Christiana i Any.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdą waszą opinię i wsparcie.
(Komentując wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych)